krogulczas
Wielki Zły Admin
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 210 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z łona :P
|
Wysłany:
Nie 1:07, 04 Lut 2007 |
 |
Realizuję w końcu swoją myśl sprzed praktycznie roku- napisanie dramatu. Wtedy przyświecały mi bardziej przyziemne cele, dzisiaj jednak wiele się zmieniło. Wcześniej nie znajdowałem wystarczającego bodźca ani formy, w której mógłbym się zaprezentować. Muszę zaznaczyć, że ośmieliła mnie zawrotna prędkość twórcza Aleksandra. Do tego jeszcze kwitnące (a przynajmniej nie gnijące) forum... Dzięki Tobie, Aleks, znalazłem w sobie motywacje do zrealizowania zamiaru. Dziękuję za to.
Za myśli zawarte w "Spokoju..." zaś pragnę podziękować każdemu, kto miał na mnie wpływ negatywny oraz tym nielicznym, którzy zostawili we mnie coś pozytywnego. To, co widać, to efekt miesiąca rozważań i dwóch miesięcy pisania.
Spokój okiełznany
Akt I
Scena 1
BARTŁOMIEJ siedzi samotnie, wieczór
BARTŁOMIEJ
Pięć, dziesięć, piętnaście
I wreszcie siedemnaście
A oto nastał kolejny rok- co niesiesz?
Czy dasz się przewidzieć?
Co takiego mi zmajstrujesz?
Czy da się to przewidzieć?
Kroczyć pośród niewiadomego,
Znajdywać odpowiedzi
Oto cel żywota mojego
I aby wszyscy mnie doświadczyli
Abym ja doświadczył wszystkiego
Niepojętego, nieznanego, wszelkiego
Wszystko! wszystko zda egzamin
Góra niezdobyta, purpury pełen rubin
Czeluść piekielna, uczucie wieczne
Pogardzenie i uznanie równie majestatyczne
Ból, krew, łzy, żal
Śmiech, cel, kwiat, żar
Żar, co z nieboskłonu zlatuje
By piekielne lody ziemskie
Te fałszywe
Te zawistne
Te niepełne
Te prawdziwe
Żar, którym to przetopię
Jakoby w byle eufemizmie
Kiedy to jeden mały człowiek wobec cudu stawać
Musi- cudu, który dane mu nieprzerwanie kochać,
Cudu, który go zrodził i znienawidził
Dał mu szczęście i w godzinie goryczy opuścił
Bo warunek postawić łatwo
Jeszcze łatwiej obserwować
Lecz kiedy coś się nie powiodło
To wówczas najłatwiej zostawić
Komu w głowie walczyć!
Obojętność- kochać!
Żal- rozdmuchać!
Poddanie- poddać się Losowi sprawiedliwemu
Który każdemu przecież nieszczęśliwemu
Coś tam w zanadrzu nieustannie trzyma-
Wystarczy być pokornym i uciekać oczyma
Wystarczy być grzecznym i na czyjeś skinienie
(którego wypatrywać winno się nieustannie)
Zabrać marzenie, poddać pieszczocie
I w kąt odrzucić, bo przeterminowało się
Scena 2
pojawia się CUD, BARTŁOMIEJ na ten widok wstaje i stoi przez całą scenę, czasem się włóczy tu i ówdzie
CUD
Oszalałeś, jak szaleniec
BARTŁOMIEJ
To ci dobre!
CUD
Jak odmieniec
BARTŁOMIEJ
Wprost wyborne!
CUD
Czego się niby spodziewałeś? Akceptacji?
Może jeszcze uznania beznadziejnych racji!
Twoja głupota, a moja bezsenność
Jako Cud muszę chyba... potępiać...
BARTŁOMIEJ
Więc potępiaj, utemperuj,
Jak treser mrówki
Jak rzemieślnik młotki
Jak architekt ołówki
Cóż na przeszkodzeniu stoi?
Może ja?
CUD
Jeszcze prostsze od ciebie byty
BARTŁOMIEJ
Co insynuujesz?
CUD
Nie insynuuję- stwierdzam fakty,
Żeś zuchwały, leń
I nieporadny
BARTŁOMIEJ
Hola, Cudzie, wszystko granice swe ma
Nawet moja wpojona głupota
Która to jednak pojąć zdołała
I jeżeli czujesz się zaskoczona...
CUD
Czym?
BARTŁOMIEJ
... tym...
Słucham? Racz powtórzyć?
CUD
Co takiego jest, co ty mogłeś stworzyć,
Żeby mnie tym natychmiast doprowadzić do pasji?
Coś, czego Świat jeszcze nie miałby wizji?
BARTŁOMIEJ
Zmierzam i obrałem nieoczekiwany kierunek...
CUD
Nic nowego mi się w twych słowach nie pokazuje
BARTŁOMIEJ
... aby dojść...
CUD
ziewa
Albo usnąć?
BARTŁOMIEJ
Zamilkniesz?
CUD
Skąd ta awersja agresywna?
BARTŁOMIEJ
Nieistotnie mi się przerywa
CUD
Bo nic nowego nie...
BARTŁOMIEJ
Ale powiem!
CUD
... dostrzegłeś, a obiecywałeś
BARTŁOMIEJ
Do diabła! Niech ktoś raczy uciszyć!
Ileż można tak biadolić!
CUD
Za gniew swój tylko siebie obarczaj
BARTŁOMIEJ
Ty go potęgujesz!
CUD
Niech więc ja to będę- jako mówisz
BARTŁOMIEJ
I ty mi do głosu dojść nie pozwalasz!
CUD
Przecie właśnie werset wyrzekłeś
BARTŁOMIEJ
Ale indziej, dawniej...
CUD
Ale to wszystko dostrzegam inaczej
BARTŁOMIEJ
Błędnie!
CUD
Argumenty.
BARTŁOMIEJ
Kiedym w gniewie!
CUD
Z twojej winy...
BARTŁOMIEJ
Wcale z mojej!
CUD
A tak, pamiętam- ja mam winę
O wojnę i o jej przyczynę
O głód i jego ofiary
O bezmyślność ludzkiej wiary
BARTŁOMIEJ
Nie pomagasz...
CUD
Wiem- przeszkadzam
Ale z afektu to czynię,
Łzy troską wypełnię
Bylebym życie miała od twego widma wolne
A ty, byś swoją mądrością przysłaniał Słońce
Choćby miało to być najkrótsze wyimaginowane
Zaćmienie kiedykolwiek w statystykach odnotowane
BARTŁOMIEJ
Spodziewałem się... akceptacji?
I uznania moich cholernych racji?
CUD
siada na ziemi
Postanowione podobno?
BARTŁOMIEJ
Już na pewno.
CUD
Co takiego?
BARTŁOMIEJ
Ujrzysz na pewno
CUD
wstaje powoli, zdecydowanie
Uchyl rąbka...
BARTŁOMIEJ
Więc uchylam...
BARTŁOMIEJ patrzy na upadek CUDU
BARTŁOMIEJ
Więc umieraj...
I z łaski mojej
Odżyj
Lecz zmieniony
Wedle woli mojej nowej
Miast ukatrupiony
Doświadcz bycia pierwszym mym doświadczeniem
Rozejrzyj się, lecz nie bądź byle otoczeniem
Stań się, Cudzie, takim jakim być powinieneś
Takim, jakim podług człowieka być miałeś
Ani wizji, ani zmysłów
Ni to pragnień ni pomysłów
Brak też celu
Brak też... sensu
Doświadczmy razem
Świata bez marzeń
CUD wstaje powoli, niepewnie i odchodzi, tuż przed odejściem mówiąc
CUD
Bądź wola twoja
Bartłomieja
Scena 3
Wiosna rozkwita w pełni swych barw.
BARTŁOMIEJ chodzi po parku, niespiesznym krokiem zmierza na umówione spotkanie z GABRIELEM i RAFAŁEM
BARTŁOMIEJ
Jakoś tak... lżej na duszy
Od razu człowiek inaczej myśli
Kiedy już więcej słyszy
Własnych, nie cudzych w kółko myśli.
staje w miejscu
Czy zabijać mam prawo?
Wszakże podjąłem się pewnego
Z zabójstwami związanego
Zlecenia
A pracodawca...
Na dobrą sprawę, sam sobie
Mogę być stwórcą i pracę...
Wchodzą dwie DZIEWCZĘTA, pierwsza wpada ramieniem na BARTŁOMIEJA
DZIEWCZĘ PIERWSZE
Uważaj co robisz...
Aktorkę! mnie! brudzisz!
DZIEWCZĘ DRUGIE
Chodźże już, na palanta nie zwracaj uwagi
Nie dość, że niemądry, to jeszcze jak ubrany
kiedy odchodzą, BARTŁOMIEJ staje przy PIERWSZEJ i chwytem zatrzymuje ją
BARTŁOMIEJ
Czy mamusia ci nigdy nie mówiła
Że jak na język nie będziesz uważała
To ci go bóg, bez szemrania utnie?
Oto widzisz więc boga na swej drodze
ucina język PIERWSZEJ
BARTŁOMIEJ
Ciekawe doświadczenie-
Obnażyć beztalencie...
Przynajmniej nie będziesz
Świata swym głosem zgarszać...
To dla twego dobra- chciej zaufać
PIERWSZE DZIEWCZĘ pada, DRUGIE z krzykiem
DZIEWCZĘ DRUGIE
Czego?
Dlaczego?
Po co?
Jesteś mordercą!
BARTŁOMIEJ
Wyzdrowieje
I żyć będzie
To aż za dużo jak na
Marność, definiowaną: "kobieta"
pauza
A może...
zbliża się do nieruchomej DRUGIEJ
Eksperyment...
Kładzie dłoń na ramieniu DRUGIEJ
Ciekawe...
Przesuwa dłoń w górę, aż na głowę
Obłęd...
Niech cię już więcej ułuda nie zwodzi
A nadzieję za to wyrażę-
Niech cię prawda prowadzi!
Jeżeli się postarasz dobrze
z uśmiechem
Ja zaś idę dalej
Potem głębiej
A potem...
Czas pokaże.
Jedno jest pewne:
Coś zakończę
odchodzi tym samym tempem co z początku
Scena IV
GABRIEL stoi pod dębem, RAFAŁ pod brzozą
RAFAŁ
Spóźnia się
GABRIEL
Wcale nie-
Już zaczął
RAFAŁ
Jak to zaczął?
GABRIEL
Zwyczajnie- a czego się spodziewałeś?
Może że przyjdzie prosić o przyzwolenie?
RAFAŁ
W zasadzie... to właśnie myślałem
GABRIEL
Za często na świecie bywałem
Aby przestać w człowieka wątpić
Podczas gdy ty- jedyne to dane ci potrafić
To ochraniać
RAFAŁ
I uzdrawiać
GABRIEL
Ha! gdy już po fakcie
RAFAŁ
Masz jakieś obiekcje?
Wywiązuję się z poleconej misji
Mimo, że mam ciekawsze zajęcie...
GABRIEL
Niewiele mnie ono obchodzi
Bo oto nowość nadchodzi...
Wszyscy na stanowiskach?
RAFAŁ
Wszystko zorganizowane-
Michał rozstawił nie byle
Kogo- na drzewach, dachach
I w kałuży, i na liściu
I z samochodu nas obserwują...
A- i w tamtej duszy
wskazuje na siedzącego pod drzewem człowieka
też się gnieżdżą
GABRIEL
Więc negocjacje czas zacząć. Gotowy?
RAFAŁ
Jak na każdą chwilę Apokalipsy.
Scena V
Mija pewien czas.
MICHAŁ rozmyśla. W tym czasie podchodzi do niego SAMAEL
MICHAŁ
Gdzie się podziało ziółko
Bartłomiejem zwane...
Prezencji: brakuje
Manifestacji: brakuje
Myśli: brakuje
Wiary: brakuje
Wycwanił się nieźle,
Ażeby nawet własne
Ciało ukrywać
I się z tym nie zdradzać
Podchodzi do niego SAMAEL
A! W końcu zjawić się raczyłeś.
Miło w więzieniu czas spędziłeś?
SAMAEL
Wchodzę i wychodzę.
Kiedy tylko zechcę.
Trudno to nazwać więzieniem.
A tym bardziej, mnie- więźniem.
No chyba, że, mimo zwyczaju, nalegasz.
Wtedy mi wyboru nie zostawiasz...
dobywa miecz
MICHAŁ
Hola, Samaelu. Już, spokojnie.
Osądzić ci kiedy indziej przyjdzie.
SAMAEL
Spokojny byłem, jestem i będę.
Dawno jednak ostrza nie próbowałem.
Byłoby niedobrze, gdybym zawiódł.
Pozwolisz, że czasu nie stracę....
wyciąga miecz i przebija śpiącego pod drzewem człowieka
Gładko weszło.
Wiary brakło?
Gdyby więcej wiary mieli
Może i by trochę pożyli.
MICHAŁ
Nie utrudniaj nam zadania!
Wielu ich już nie zobaczymy
A teraz- jeszcze mniej!
SAMAEL
Zastanawiające. Dlaczego jeden mały człowiek
Miałby sen z oczu spędzać zowiącemu się Bogiem?
Prezencji nie macie- dysponujecie manifestacją
Nadrabiacie jednak wiarą i myślą
On ma wszystkie myśli
Lecz brakuje mu wiary
To jej poszukiwali jemu podobni
I jedynej klęski doświadczy
MICHAŁ
Tak właśnie się stanie!
Koniec z jego wolą!
Tylko jedna wola słuszną
Może zwać się!
Scena VI
Ci sami, Samael patrzy w oczy Michałowi cały czas, nawet, kiedy ten ucieka wzrokiem i ciałem.
SAMAEL
Przeprowadzę doświadczenie...
Aby miał myśli zaspokojone.
Spójrzmy na to w typowy sposób-
Zawód.
Spójrzmy więc od strony zysków-
Bez rezultatów.
Tutaj obojętność jest celem i środkiem.
Trzeba mu przyznać- gdyby wiekiem
Miało porównać z jego uporem
Byłby młodym i bezradnym berbeciem.
Kroczy na ślepo lecz niewzruszenie pewnie
I tym wiele nadrabiać mu się udaje.
MICHAŁ
Do czego zmierzasz?
Czego żądasz?
SAMAEL
Pamiętaj, że ogień wielu już strawił
Widziałeś jak tobie podobni spłonęli
Jak każdy mięsień wyparował
Albo jak byli kamienowani...
MICHAŁ
Precz.
SAMAEL
Bezcelowe.
MICHAŁ
Proszę...
SAMAEL
Proste.
MICHAŁ
nerwowo
Istna farsa!
I to jawna!
SAMAEL
Opanuj się dla pewnego dobra lepiej
Twoi kamraci poumierają inaczej... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|